Szesnastoletnia Starr Carter porusza się między dwoma
światami: biedną dzielnicą, w której mieszka oraz luksusową szkołą prywatną na
przedmieściach, do której uczęszcza. Niepewna równowaga między tymi światami
zostaje całkowicie zniszczona, gdy jej przyjaciel z dzieciństwa zostaje
zastrzelony przez białego policjanta na jej oczach. Wszyscy chcą wiedzieć
jedno: co tak naprawdę stało się tamtej nocy? A jedyną osobą, która może
odpowiedzieć na to pytanie, jest Starr. Lecz to, co powie dziewczyna – bądź
czego nie powie mogłoby przewrócić do góry nogami jej codzienność. Mogłoby też
zagrozić jej życiu.
The hate u give to bardzo głośna książka za granicą, ale z pewnością jeszcze niejednokrotnie usłyszycie o niej tutaj w Polsce. Cały szum wynika z tego, że autorka poruszyła bardzo kontrowersyjny temat - rasizm. Jak to wszystko wyszło i dlaczego podchodzę do tej książki i ogólnie do tematu rasizmu z tak dużym sceptycyzmem?
Mam ogromny szacunek do autorki, że odważyła się poruszyć tak ważną kwestię, jaką jest tolerancja, w szczególności ta związana z kolorem skóry. Jednak moim zadaniem, jako recenzentki, jest ocena książki samej w sobie, a nie intencji autorki. Przyznaję otwarcie, że książkę czytało mi się niezmiernie trudno, ponieważ została napisana specyficznym językiem i niełatwo jest pokonać tę barierę. Jednak do tego nie mogę się "doczepić", ponieważ wydaje mi się, że nie wynika to z kiepskiego stylu pisania autorki, a z celowej stylizacji językowej. Tej kwestii dajemy spokój. Poruszyło mnie coś innego, a mianowicie zagadnienie rasizmu samo w sobie. Nie podoba mi się to, że autorka przedstawiła rasizm tylko z jednej strony, ponieważ zjawisko to działa w dwóch kierunkach, a nie tylko w jednym. Owszem, najczęściej osoby ciemnoskóre mają różne problemy i są gnębione przez osoby o jasnej cerze, co nie zmienia faktu, że było mnóstwo sytuacji, kiedy zaszło dokładnie coś odwrotnego. Ta dziwna tendencja obrony ciemnoskórych zaczyna mnie irytować... Sięgając po The hate u give miałam nadzieję, że autorka przedstawi obie strony medalu, a nie będzie faworyzowała tylko jednej...
Na wieść o premierze The hate u give ucieszyłam się, że w końcu pojawiła się osoba, która przedstawi temat w odpowiedni sposób, tzn. ludzie są równi, bez względu na kolor skóry. Takie "granice", które w zasadzie nie są żadnymi granicami, nie powinny nas dzielić. Sami sobie tworzymy bezsensowne problemy. A okazuje się, że po raz kolejny (i mówię to z pełną świadomością) osoby białoskóre są przedstawiane w jak najgorszym świetle. Do czego my dążymy? Bo czasami odnoszę wrażenie, że osoby ciemnoskóre chcą się zemścić za to, co zostało zapisane na kartach historii. Wszyscy jesteśmy ludźmi i coś, na co kompletnie nie mamy wpływu, nie powinno nas dzielić. A jednak wydźwięk tej powieści jest dość negatywny i nie jestem przekonana, czy młodzi ludzie powinni po nią sięgać...
Uważam, że powstaje zbyt wielki hałas wokół tematu rasizmu. Nie dlatego, że jest to niewygodne zagadnienie, ale dlatego, że prawie nigdy nie jest przedstawione w odpowiedni sposób. Nadal czekam na książkę rewolucyjną, która sprawi więcej dobrego niż złego. Próbujemy obrać odpowiedni kierunek, ale ciągle coś idzie nie tak, jak powinno. The hate u give nie jest książką, którą stawiałabym za wzór.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu:
szkoda, że książka jest stronnicza. Czasem trudno jest zachować obiektywizm, choć wtedy należałoby po prostu nie zabierać się za poruszanie takiego trudnego tematu.
OdpowiedzUsuńBo fabuła rzeczywiście wskazywała, że ta książka może być bardzo ważna.
ech, to nie dobrze, jak tak się dzieje. nie bardzo chcę czytać tę książkę, wiec chyba na razie poczekam na coś odpowiedniego.
OdpowiedzUsuńKiedyś na pewno sięgnę po tę książkę.
OdpowiedzUsuńHmm, dla mnie język książki, jej treść i poglądy autorki były przystępne. Przyjemnie mi się ją czytało, ale też porusza problem, nad którym musiałam się zastanowić. Jest trudna, ale potrzebna!
OdpowiedzUsuńPOCZYTAJ ZE MNĄ