Celaena Sardothien do tej pory traciła wszystkich, których
kochała. Zamordowano jej rodziców, jej ukochany, Sam, także zginął w
męczarniach. Jej przyjaciółka, Nehemia, poświęciła życie, by Celaena mogła
odkryć swoje dziedzictwo i pójść za przeznaczeniem… Ale dość tego. Teraz, gdy
okiełznała już swoją moc, nadszedł czas na zemstę. Dziewczyna znana do tej pory
jako Zabójczyni Adarlanu zniknęła – narodziła się Aelin Ogniste Serce, królowa
podbitego przez Adarlan Terrassenu.
Nadszedł czas walki o wszystko, co ważne. Aelin wraca do
Adarlanu, by zemścić się na tych, którzy skrzywdzili jej bliskich, odzyskać
tron i stanąć twarzą w twarz z cieniami przeszłości. A przede wszystkim po to,
by chronić tych, którzy jej pozostali.
Przed nią zadanie prawie niemożliwe do wykonania. Jej
przeciwnicy mają po swojej stronie mroczne siły, a Aelin w Adarlanie pozbawiona
jest swojej magii, która pozwala jej władać ogniem. Może jednak liczyć na
swoich towarzyszy – kuzyna Aediona, Chaola, Lysandrę i przede wszystkim na
Rowana. Rowana – walecznego księcia-wojownika Fae, jej carranama, bratnią duszę
– do którego zaczyna żywić coraz bardziej płomienne uczucia.
Przy pisaniu recenzji trzeciego tomu narzekałam, że muszę się bardzo mocno ograniczać i powstrzymywać, żeby nie palnąć czegoś, co zdradziłoby Wam fabułę... Ale teraz to już naprawdę nie wiem, co i jak mam napisać, żeby wszystko było dobrze! :)
Po wydarzeniach opisanych w Dziedzictwie ognia praktycznie od razu zabrałam się za Królową cieni, bo zżerała mnie ciekawość i chyba nawet miałam książkowego kaca. Dobrze, że to nie była ostatnia część, bo chyba bym zwariowała. Na samym wstępie muszę podkreślić, jak ogromna przepaść jest między pierwszym a czwartym tomem - i to chyba na każdej płaszczyźnie! Mam na myśli przede wszystkim poprawę stylu autorki, bo z tomu na tom widać gołym okiem, że coraz lepiej jej idzie, a ja mam coraz większą frajdę z czytania. Po drugie, Celaena ciągle się zmienia, jest postacią plastyczną, z którą można zrobić naprawdę mnóstwo rzeczy, a Sarah J. Maas to wykorzystuje i idzie jej świetnie! A po trzecie - objętość. Szklany tron liczy około 500 stron, natomiast Królowa cieni to już konkretna objętość 850 stron! I mówię o tym nie bez powodu, ponieważ strony wypełnione są coraz ciekawszymi wydarzeniami...
O ile pierwszy tom był dość przewidywalny, tak z kolejnymi było coraz lepiej. A Królowa cieni to już totalny szok i niedowierzanie! Mamy coraz mniej wątku romantycznego, a coraz więcej akcji i to dość krwawej... W ogóle odnoszę wrażenie, że Sarah J. Maas zaczyna pisać coraz brutalniej, agresywniej, jej bohaterowie przybierają ciemniejsze odcienie, a cała akcja czasami wywołuje niepokojące uczucia... I bardzo dobrze! Tak trzymać! Seria Maas nie pozwala na chwilę wytchnienia, tu ciągle coś się dzieje, dzięki czemu wiem, że uczestniczę w naprawdę fantastycznej przygodzie, której długo nie wyrzucę z pamięci.
Przez chwilę miałam ochotę wrócić do poprzedniej części, bo w którymś momencie zaczęłam się gubić w fabule. Działo się tak wiele, że już nie nadążałam! Ale kiedy już przypomniałam sobie szczegóły, całość okazała się naprawdę fascynująca. Wydaje mi się, że Królowa cieni jest odrobinę lepsza od poprzedniej części, a przynajmniej mi się ją lepiej czytało. Już w całości wkręciłam się w świat Celaeny, Chaola, Manon czy Rowana. Najfajniejsze jest to, że czytelnik ma możliwość oceny bohatera. Autorka nie narzuca, kto jest dobry, a kto zły (zazwyczaj). Czytelnicy mogą się dzielić dowolnie i wzdychać do dowolnych bohaterów, a jest w czym wybierać!
Jeżeli wahacie się, czy sięgać po czwarty już tom Szklanego tronu, zapewniam Was, że zdecydowanie warto! A ja wkrótce zabieram się za Imperium burz i już czuję, że będzie o czym mówić... Miłej lektury! :)
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu:
Och, po "Imperium burz" ZDECYDOWANIE jest o czym mówić. Już nie mogę się doczekać polskiej premiery "KoS" :D
OdpowiedzUsuńMaas zdobyła mnie drugim tomem Dworów. Co ona tam zrobiła!! Muszę zabrać się teraz za drugi tom ale Tronów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ksiazkowa-przystan.blogspot.com